Fizycznie jest to wodza o długości ok. 3 m, którą przypina się do popręgu i prowadzi od wewnętrznej strony kółek wędzidła do ręki jeźdźca. Jej podstawowym zadaniem jest zachęcenie konia do obniżania swojej głowy i uwypuklanie linii grzbietu. Jej chwilowe działanie pomocne jest również w opanowaniu krnąbrnych koni.
W powszechnej opinii, by z niej korzystać, trzeba być jeźdźcem o ugruntowanych, wysokich umiejętnościach, a niewłaściwe użycie wodzy może wyrządzić koniowi krzywdę. Skoro tak, to ciekawi mnie, dlaczego możemy ją zobaczyć praktycznie na każdych zawodach? Począwszy od towarzyskich imprez, zwłaszcza w zabawie w konkursy ujeżdżenia, ale nie tylko; poprzez zawody regionalne, na najpoważniejszych imprezach jeździeckich kończąc. Czyli na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata czy też mistrzostwach poszczególnych kontynentów. To najwyższy z możliwych poziom sportowych imprez. Czyżby więc uczestnicy tych wszystkich imprez jeździeckich prezentowali równie wysoki poziom umiejętności?
Z czarną wodzą wiąże się wiec swojego rodzaju fenomen. Z jednej strony niemal wszyscy jak mantrę powtarzają słowa Władysława Byszewskiego, że „czarna wodza może być jak brzytwa w rękach małpy”, z drugiej zaś używają jej, nie zawsze wyłącznie w sytuacjach tego wymagających. O opinie w tej sprawie zapytałem w kolejnej rozmowie Stanisława Marchwickiego, doświadczonego trenera i zawodnika. Człowieka, który w swojej przeszłości dosyć dużo pracował używając czarnej wodzy.
Jak pamiętam, kiedyś w pracy z końmi dosyć dużo korzystałeś z wodzy pomocniczej zwanej „czarną wodzą”. Dzisiaj jakby ta fascynacja się u Ciebie skończyła i sięgasz po ten patent stosunkowo rzadko. Co możesz powiedzieć o czarnej wodzy?
Ci, co ze mną od kilku lat pracują, wiedzą, że nie jestem jakimś specjalnym miłośnikiem wodzy pomocniczych, a w szczególności czarnej wodzy. Wiedzą o tym, że staram się pracować z końmi bez żadnych wodzy pomocniczych, bo według mnie nawet wytok jest przeznaczony dla koni już zrobionych, dobrze ujeżdżonych. Masz jednak rację i dobrą pamięć, bo przed laty, startując poza granicami Polski i podpatrując pracę na rozprężalni zachodnich jeźdźców, usiłowałem naśladować ich w pracując w domu.
Czyżbyś stał się wobec tego gorącym przeciwnikiem czarnej wodzy wieszczącym, że jest ona złem wcielonym i prawdziwe są słowa Władysława Byszewskiego o brzytwie i małpie?
No, przecież znasz mnie już tak długo i wiesz, że nie odrzucam całkowicie niczego, co związane jest z pracą z końmi. Z pewnością są takie sytuacje, kiedy użycie czarnej wodzy jest jak najbardziej zasadne. Jestem z tego pokolenia, które chyba w największy sposób korzystało z czarnej wodzy. Jednak, jak sam powiedziałeś, jest to jeden z rodzajów wodzy pomocniczych. Podkreślam słowo pomocniczych. Oznacza to więc to, że można z niej korzystać w określonych warunkach osiągając określony skutek, ale z pewnością nie w sposób ciągły. Zresztą sam wiesz o tym doskonale i z pewnością nie chcesz, żebym „karmił” cię takimi truizmami.
Tak, oczywiście wiem o tym, że nie jesteś jakimś ortodoksyjnym przeciwnikiem czarnej wodzy. Chciałem jednak tym stwierdzeniem skierować naszą rozmowę na tory wykraczające poza truizmy, o których przed chwila powiedziałeś. Kiedy zatem należy sięgnąć po czarną wodzę, by jej użycie w Twojej opinii było zasadne?
Podstawowym warunkiem korzystania z czarnej wodzy jest użycie jej przez osoby jeżdżące w doskonałej równowadze. Kolejnym jest wiedza, co można z jej pomocą osiągnąć. Dopiero wtedy można sięgać po tę pomoc. Na przykład pracując z koniem słabo baskilującym czy skaczącym z odwrotnym grzbietem można spróbować mu pokazać drogę do opuszczenia głowy i właściwego wygięcia kręgosłupa poprzez skoki z użyciem czarnej wodzy na niezbyt wysokich przeszkodach. Choć od razu muszę powiedzieć, że w trakcie pracy z takimi końmi doszedłem do tego, że w tym przypadku czarną wodzę można zastąpić dobrze wypiętym martwym wytokiem, który nie ogranicza rozluźnienia konia. To, według mnie, dobra droga do pracy w domu na szeregach gimnastycznych, kiedy pokażemy takiemu konikowi, że jak wyciągnie noska i opuści główkę, to będzie mu łatwiej. Jak więc widzisz, te same efekty można uzyskać co najmniej dwoma drogami. A jak sądzę, ktoś inny znajdzie i trzecią czy kolejne. Ważne jest to, o czym mówiłem przy okazji naszej rozmowy o ostrogach: jeździectwo jest dla osób myślących i potrafiących podejść do niego w analityczny sposób. Trzeba analizować stosowane środki pod kątem ich skuteczności u konkretnego konia. Na przykład nigdy sam nie stosuję i nie polecam do stosowania czarnej wodzy przy pracy z końmi o nisko osadzonej szyi. Dodatkowe zamknięcia takiego konia na przodzie spowoduje u niego jeszcze mocniejsze przesunięcie jego środka ciężkości do przodu i pogłębi tendencję do pozostawiania zadu z tyłu. Trudne do osiągnięcia prawidłowe podstawienie zadu pod kłodę u takiego konia stanie się wtedy całkowicie niemożliwe. Mógłbyś mu nawet przyciągnąć łeb do klatki piersiowej, ale podstawienia zadu byś nie osiągnął. Bo uniemożliwia to jego budowa.
Kiedy jeszcze byś zdecydowanie odradzał czy wręcz zakazywał stosowania czarnej wodzy?
Nie, zdecydowanie nie dam ci się wpisać w jakiekolwiek zakazy. Przecież ciągle w naszych rozmowach powtarzam, że trzeba być otwartym na nowe pomysły i w analityczny sposób próbować nowych rozwiązań lub modyfikować w taki sposób stare. Nie usłyszysz więc ode mnie jakiegoś kategorycznego zakazu. Mogę jednak powiedzieć, że na podstawie mojego doświadczenia w pracy z młodymi końmi, a jak sam doskonale wiesz, nie jest ono małe, zdecydowanie nie polecam czarnej wodzy w pracy z młodymi końmi. Uważam, że nie ma sensu pracować młodych koni na czarnej wodzy. Lepiej poczekać na osiągnięcie jakiegoś etapu, niech ta praca trwa dwa, trzy miesiące dłużej, a nie dać się zwariować w poszukiwaniu dróg na skróty. Zdarza mi się czasem, że dostanę do pracy konia, który był źle jeżdżony i wymaga korekty. I w takich przypadkach bywa, że korzystam z czarnej wodzy.
Jak należy prawidłowo zapinać czarną wodzę, by w optymalny sposób osiągnąć zamierzony efekt?
Oh, nie ma tutaj jakiegoś jednego wzorca. Takiego, że jest on jedyny i inaczej nie można. Trzeba mieć po prostu świadomość tego, czym dysponujemy, co przy pomocy konkretnej pomocy możemy osiągnąć. Wiesz o tym doskonale, że często w naszych rozmowach mówię o tym, że każdy koń jest inny. Każdy ma inne swoje naturalne ustawienie. Z własnego doświadczenia wiem, że są konie, które nawet lekko przeganaszowane czują się w tym ustawieniu dobrze, są lekkie na ręku, galopują rozluźnione z podstawionym zadem. Inny koń z pewnością w takim ustawieniu zatraci rozluźnienie. Jeśli zaaplikujemy mu do tego czarną wodzę, to jedynym efektem, jaki uda nam się osiągnąć będzie „uduszenie się” konia na naszej ręce, na przodzie i w efekcie końcowym usztywnienie go. Nie wyobrażam sobie również, by z pomocą czarnej wodzy próbować osiągnąć jakieś wygięcia boczne. Według mnie, jedynym sensownym zastosowaniem dla niej jest ograniczenie u konia tendencji do wychodzenia nad wędzidło i wskazanie mu właściwej drogi do opuszczenia głowy i szyi oraz rozluźnienia mięśni grzbietu. Nie możemy zapominać o nadrzędnym celu, jaki winien przyświecać wszystkim pracującym z końmi, czyli uzyskaniu lekkiego na przodzie, z zaangażowanym zadem konia. Jeżdżenie z cały czas działającą czarną wodzą prowadzi do ucieczki konia nad wędzidło. Jak przed chwilą wspomniałem, korzystałem z czarnej wodzy przy pracy z końmi słabo baskilującymi. Prowadziłem ją od popręgu poprzez pasek podgardla do kółek wędzidła i do ręki. Dzięki temu wyjście konia w górę spotka się z sygnałem na potylicę, a nie na pysk. Jeśli koń w porę wycofa się z tego ruchu, to sygnał nigdy do pyska nie dojdzie. Niby niewielka zmiana w stosunku do podstawowego zapinania czarnej wodzy, a osiągnięty zupełnie inny rezultat. Koń ma szansę pozostać rozluźniony, prawda? Oczywiście to nie ja wymyśliłem takie zastosowanie czarnej wodzy. Podpatrzyłem to na zagranicznych zawodach u doskonałego zawodnika, jakim jest Urlich Kirchhoff.
Co do samej pracy z użyciem tej pomocy, bo pewnie i o to chodziło w pytaniu, ta wodza nie powinna w ogóle działać. Cała praca ma się odbywać z użyciem wodzy podstawowej. Tylko w chwili, kiedy koń wychodzi ponad wędzidło, podnosi głowę do góry, wtedy ta czarna wodza ma zadziałać. Kiedy koń w odpowiedzi na to działanie odpuści i zejdzie z głową na dół działanie to musi ustąpić. To naprawdę proste narzędzie o prostym działaniu. Jeździec musi tak pracować z koniem, żeby koń wiedział, co jest dobre, a co jest złe. To podstawowa umiejętność w jeździectwie.
Dlaczego, mimo sporego doświadczenia w przeróżnym stosowaniu czarnej wodzy, dzisiaj już po nią rzadko sięgasz?
Mogę faktycznie powiedzie o sobie, że przeszedłem okres jakby fascynacji jej możliwościami. W tamtych czasach z jej użyciem jeździły moje jeździeckie autorytety, czy to w Polsce czy te oglądane za granicą lub w relacjach telewizyjnych. Kiedy te wielkie nazwiska używały czarnej wodzy, to naturalnym było to, że nieco zapatrzony w nich młody człowiek chciał tak samo pracować i jeździć podobnie jak oni. To prosty mechanizm i myślę, że obowiązuje on również i dzisiaj. Wróćmy jednak do mnie. Zacząłem jeździć na czarnej wodzy, ale ta jazda dała mi to, że stosunkowo szybko doszedłem do wniosku, że należy się nauczyć właściwie używać tej pomocy. Szybko też dotarło do mnie, że skoro jazda z czarną wodzą ma mi w czymkolwiek pomóc, to jej praca nie może być czynnikiem ciągłym. Że nie można jeździć wyłącznie na czarnej wodzy. Jeżeli, powiedzmy, koń wychodzi poza wędzidło, podnosi głowę do góry, to taka wodza może i powinna zadziałać wskazując mu drogę do opuszczenia głowy. Z chwilą kiedy to zrobi, czarna wodza powinna pozostać znowu neutralna. To opuszczenie głowy i szyi przekłada się oczywiście na pracę kręgosłupa i rozluźnienie konia. Tymczasem na ogół wszyscy czepiają się, że tak powiem, końskiej głowy i poprzez jej ustawienie usiłują osiągnąć efekt końcowy w postaci właściwie zebranego konia. Nie ma chyba nic bardziej mylącego. To zad konia decydował będzie o motoryce ruchu konia, o tym, czy będzie się on poruszał w podstawieniu czy nie. Jeśli potrafimy jechać konia tak, by miał on aktywny zad, żeby pozostawał rozluźniony, to on sam szybko odnajdzie równowagę i żadne czarne wodze czy inne patenty nie są potrzebne. Zainteresowanie się zadem, a nie głową konia z pewnością przyniesie dużo lepsze efekty niezależnie od tego, czy jeździec uprawia skoki przez przeszkody, ujeżdżenie czy tylko dla własnej przyjemności siada na konia. Chciałbym jednak podkreślić, żebyśmy się tutaj dobrze zrozumieli: czarna wodza jest jedną z pomocy w pracy z końmi i z pewnością nietrudno będzie znaleźć przykłady na to, że jej stosowanie jest zasadne i przynosi pożądany efekt.
Przypominam sobie taki okres, kiedy bardzo popularne było twierdzenie, że czarna wodza jest nawet pożytecznym narzędziem w rękach jeźdźców, ale wyłącznie w odniesieniu do pracy ujeżdżeni owej. Jakakolwiek praca skokowa z jej użyciem była uważana za błąd czy też poważne nadużycie. Podczas zawodów w skokach przez przeszkody próby oddania skoku czy przejechania przez cavaletti na placu treningowym z czarną wodzą kończyły się sporym spięciem na linii zawodnik-sędzia. Co o tym sądzisz dzisiaj?
Faktycznie było tak jak mówisz. Myślę, że wtedy towarzyszyła tej sytuacji zbyt duża nerwowość reakcji zarówno ze strony zawodników i sędziów. Dzisiaj widzę, że te sprawy traktowane są już normalnie, tak jak na to zasługują. Nikt normalny nie będzie przecież konia przed startem zniechęcał do oddawania skoków poprzez zmuszanie go do pokonywania przeszkody treningowej, kiedy jest skrępowany czarną wodzą. Sędziowie muszą po prostu obserwować, czy jej stosowanie przez jakiegoś jeźdźca mieści się granicach tak zwanego „zdrowego rozsądku”. Jeśli nie, to muszą reagować, bo właśnie od tego są. Ale zostawmy ten temat, bo praktycznie nie występuje już taki problem, a poza tym nie wniesie on nic nowego do dyskusji o czarnej wodzy.
Częstym wytłumaczeniem do skorzystania z czarnej wodzy jest obawa, że jeździec nie będzie w stanie opanować temperamentu swojego konia bez tego swoistego „hamulca bezpieczeństwa”. Co o tym sądzisz?
To prawda, to częste obrazki. Szczególnie jak obserwuje się relacje telewizyjne z wielkich zawodów, to widok zawodników o wielkich nazwiskach używających podczas rundy honorowej czarnej wodzy jest niemal regułą. Ale spróbujmy trochę przeanalizować te obrazki. Widzimy, że konie, które przed chwilą jeszcze walczyły na parkurze, gdzie przeszkody miały 150 czy 160 cm wysokości, tłum widzów wydaje swoje odgłosy, głośno gra muzyka i słychać w głośnikach głos spikera. Jednym słowem, adrenalina u koni aż kipi. I stoją inne konie. Często w takiej sytuacji ogier musi stać obok innego ogiera lub obok klaczy. To naturalne, że ujściem dla wydzielanej adrenaliny może być chęć wzajemnej rywalizacji czy walki. Te konie na ogół mają dosyć mocne charaktery.
Po co więc ryzykować, że zaczną się wspinać? Czarna wodza pomoże w lepszej ich kontroli. Poza tym, siedzący na nich zawodnicy pewnie wiedzą, że mogą w tej sytuacji właśnie takiego zachowania się konia spodziewać. Czarna wodza jako prewencja w tych przypadkach jest absolutnie dobrym rozwiązaniem. Jak już mówiłem, nie jestem przeciwnikiem czarnej wodzy jako narzędzia. Jestem tylko przeciwnikiem jej bezmyślnego stosowania i bezmyślnej jazdy z jej użyciem.
A co powiesz na temat używania czarnej wodzy jako manifestacji wysokiego poziomu swojego jeździectwa? Bo wydaje mi się, że to częsty powód, dla którego niektórzy sięgają po tę pomoc.
O tym aspekcie rozmawialiśmy przy okazji ostróg. Jeśli ktoś stosuje jakikolwiek patent, jakąkolwiek pomoc jeździecką bez zrozumienia zasad pracy tego rozwiązania, to wydaje raczej świadectwo swojej ignorancji i braku poziomu swojego jeździectwa. To naprawę żadna nobilitacja. W oczach ludzi doświadczonych i wiedzących, o co chodzi, wzbudza to raczej uśmiech politowania niż uznania. Można by więc powiedzieć, że to „ćwiczenie chybione”. Ale bardziej poważnie to chciałem powiedzieć, że ten aspekt to raczej kamyczek do koszyczka osób zajmujących się szkoleniem jeździeckim. I myślę, że głównie w jego początkowym, niezwykle ważnym etapie. Bo wiadomo, że czy skorupka za młodu...
No dobrze, myślę, że już pora, by podsumować nieco tę naszą rozmowę.
Oczywiście. Ileż można rozmawiać o naprawdę prostym w końcu patencie, jakim jest czarna wodza? Patencie przeznaczonym do użycia przez świadomych jeźdźców dysponujących dobrą równowagą i niezależną ręką.
Przepraszam, że wejdę Ci w słowo, ale wydaje mi się, że tego typu informacje przewijają się przez wszystkie możliwe fora internetowe, w których poruszana jest tematyka jazdy konnej. Zastanawia mnie jednak, że mimo tej wiedzy widzimy obrazki, jakie widzimy. Czyli konie krępowane ponad wszelką konieczność przy pomocy czarnej wodzy. Zastanawia mnie, skąd bierze się taka duża ilość koni wymagających korekty, koni „pozamykanych” o ograniczonym ruchu, które z racji swojej budowy powinny dysponować obszernym, wydajnym ruchem?
Ależ wyjaśnienie tego zjawiska jest stosunkowo proste. Jak widać, samoocena wielu jeźdźców nie zawsze pokrywa się ze stanem faktycznym. Jak widać, chęć szybkich postępów czy sukcesów potrafi przysłonić podstawową prawdę o pracy z końmi. Prawdę, która mówi, że trzeba w niej mieć cierpliwość i otwarty, analityczny umysł. Popatrz na to może z tej strony, że konie nie psują się same. Jakie by one nie były, to na ogół starają się zrozumieć stawiane im przez człowieka wymagania. I jeśli są w stanie, to starają się je wykonać. Jednak to ludzie psują je sami brakiem cierpliwości w pracy. Psują je nadmierną ambicją, za którą nie idzie praca, a wyłącznie chęć odnoszenia szybkich sukcesów. Psują brakiem wstępnej selekcji. Powiem Ci, co usłyszałem podczas kliniki prowadzonej w maju tego roku przez pana Alberta Voorna w Gajewnikach. Otóż, powiedział on, że z jego obserwacji wynika, że w Polsce z każdego konia chcemy zrobić sportowca. Gwiazdę czworoboków czy skoczka. Tymczasem w krajach będących jeździeckimi potęgami wszystko tak naprawdę zaczyna się od odpowiedniego wyboru i kupna konia do sportu. Ta silna, wstępna selekcja powoduje, że pracuje się tam z końmi, w które warto tę pracę wkładać. Nikt tam nie traci czasu i energii na szarpanie się z koniem, który nie przejawia sportowych predyspozycji. My tymczasem zakładamy na te konie przeróżne patenty, krępujemy czarnymi wodzami i stresujemy się potem, że koń nie spełnia naszych irracjonalnych tak naprawdę oczekiwań. Miejmy nadzieję, że dzięki takim rozmowom jak ta nasza mniej będzie tych złych obrazków.
Dziękuję za kolejną rozmowę i mam nadzieję, że jeszcze uda nam się porozmawiać o innych, ciekawych tematach jeździeckich.
Dziękuję. Mam nadzieję, że te nasze pogaduszki pozwolą komuś uniknąć błędów w pracy z końmi.
* Stanisław Marchwicki – absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, dyplomowany trener jeździectwa II klasy, Halowy Mistrz Polski z 1995 r., Halowy I Wicemistrz Polski z 1996 r., zwycięzca rankingu PZJ w skokach w 1996 r., trener wychowawca wielu medalistów MP oraz członków Kadry Narodowej MP Juniorów. Jeździec doskonale pracujący z młodymi końmi, czego efektem są zwycięstwa podczas finałów MPMK w skokach we wszystkich kategoriach wiekowych.
Artykuł opublikowany w miesięczniku Świat Koni 11/2013
(wersja elektroniczna artykułu po kliknięciu na poniższe zdjecie)