Jak co roku gospodarzem gonitwy był klub w Popówku. Wczesnym popołudniem na szarżowej polanie spotkały się w licznym gronie ekipy jeźdźców z obu klubów (naliczyć można było ok. 30 koni) i spora gawiedź obserwująco-dopingująca. Już po pojawieniu się koni na polanie można było spodziewać się emocji – w reprezentacji Podkowiańskiej w oczy rzucała się Marianna „Marian” Gurowska i jej Dolce Vitae – „wyjadacze” lisów w okolicy od blisko 10 lat. Niemniej jednak już wcześniej co poniektórzy tak „na wszelki wypadek” zabezpieczyli się w stroje zastępcze (zdobywca lisa tradycyjnie ląduje w wodach pobliskiej rzeczki Mrówki) co zapowiadało chęć rywalizacji bez zbędnych kompromisów.
Ekipę TKKF Podkowa przyprowadził Piotr „Pieczarka” Piekarczyk na nowym nabytku klubu – Poezji. Rozgrzewka w trakcie terenu z Podkowy do Popówka była ponoć „ciekawa” ale twardziele nie pękają i pełen zastęp 12 koni zajechał do Szarży. Ekipie Podkowiańskiej towarzyszyła dwukonna reprezentacja stajni „Gościniec Juliek” z Leszna k/Błonia.
W tym samym czasie gospodarze rozgrzewali się pod okiem tegorocznego lisa (lisicy) - Darii Iskrzak na koniu World Streed (Wally).
Gospodarze jak zawsze ciepło powitali przybyłych jeźdźców z Podkowy oraz licznie zgromadzoną publiczność. Słowa powitania i kwestie organizacyjne (bezpieczeństwo) omówił Andrzej Nietubyć wraz z Arturem Stachurskim (reprezentanci władz obydwu klubów), po czym nastąpiła prezentacja koni i walecznych jeźdźców. Zgromadzona gawiedź obserwująco-dopingująca powoli obstawiała „pewniaki”. W sumie ostatnia chwila na zakłady.
Po kilku minutach rozgrzewki. w trakcie której widać było że Podkowa wie po co przyjechała a Szarża też wie że tanio lisa nie odda, rozpoczęło się poszukiwanie „rudzielca”. Z początku było to wypatrywanie na polanie ale po chwili jeźdźcy zaczęli „przeczesywać” pobliskie krzaki celem wypłoszenia z nich przebiegłego liska. Po kilku minutach na skraju polany zobaczyliśmy wypłoszonego z zarośli lisa. Padło hasło „lisa goooooooooooooooń” i zdecydowanym galopem rozpoczęła się pogoń. Spłoszony lis kilka razy przebiegł przez polanę. Wszyscy czekali na decydującą komendę i …… padło „lisa łaaaaaaaaaaaaaaap”.
Od samego początku w pogoni ukształtowała się „grupa trzymająca kontakt”. Tuż za lisem widać było czerwony frak „Mariana”, publiczność dodawała odwagi pokrzykując „Marianna, daaaaaaaawaaaaaaaaaaaaaaaaaj!!!”. Doping ten był tak głośny a poziom adrenaliny wysoki, że chyba uczestnicy nie byli pewni czy już łapiemy lisa czy jeszcze chwilkę. Gdyby nie to zawahanie „Marian” po raz chyba szósty z rzędu (o ile pamięć mnie nie myli) zerwałaby lisi „ogonek”. Trzeba przyznać, iż pozostali także śmiało dołączyli do pościgu pokazując, że pewniak pewniakiem ale walka musi być. Kręte lisie ścieżki nie są łatwe dla goniących zaś tegoroczne wybryki pobliskich dzików dodatkowo stworzyły naturalne utrudnienia dla koni i jeźdźców. Po kilku minutach dalszej pogoni, lis jakby tracił siły (o to chodzi, o to chodzi) i nastało małe zamieszanie. Najlepiej to zamieszanie wykorzystał „Pieczarek” dosiadający klaczy Poezja zwinnie ściągając lisią kitę wprost sprzed oczu „Mariana” i wymachując zdobyczną kitą obwieścił zakończenie gonitwy i swój triumf. Ciekawości dodaje fakt, iż Poezja to nowy nabytek TKKF Podkowa i od niedawna zwiedza okoliczne lasy pod okiem doświadczonych instruktorów. Jeszcze wszystko jest dla niej nowe i ciekawe ale jak widać serce do walki u Poezji jest.
Zadowolona publiczność gromkimi brawami nagrodziła lisa, jego pogromcę oraz pozostałych uczestników gonitwy. Zaraz po rozpoczęciu dekoracji w stronę lisa udała się grupa spieszonej, podstępnej gawiedzi celem ….. dodatkowego uhonorowania zwycięzcy biegu. Małe zamieszanie i ….. ponieśli go do rzeczki. Raz, dwa, trzy i zwycięzca leeeeeeeeeeeeeci do rzeczki. Sprytnym i zwinnym manewrem „lecący Pieczarek” jak kot wylądował w pobliskim strumieniu „na cztery łapy”.
Po gonitwie jak zawsze krótka pogawędka w Szarży (coś ciepłego i chłodnego), pamiątkowe zdjęcia i ekipa Podkowiańska dziękując gospodarzom gromkim „Na cześć gospodarzy hip-hip, huraaaaaaaaaaaa!!!” oddaliła się do macierzystej stajni zapowiadając iż niebawem wrócimy a za to rok dopiero będzie ganianie.
Delegacja „podkowiaków” udała się później na wspólne śpiewy, pogawędki i emocjonujące rymowanki do Szarży, zaś ostatecznie w rodzimej stajni do późnej nocy przy kominku, w domowej atmosferze balowano i wspominano ten ale i wcześniejsze hubertusy, a było co wspominać.
Jak zawsze tradycyjna gonitwa organizowana przez zaprzyjaźnione kluby odbyła się bezpiecznie, emocji nie zabrakło (ten i ów musiał się później wykupić a sporo osób widziało). Jeźdźcy zmęczeni ale zadowoleni, publiczność usatysfakcjonowana.
Podziękowania należą się tegorocznej lisicy – Darii Iskrzak i Wally’emu, za dzielną i bezpieczną ucieczkę, Andrzejowi Nietubyciowi ze strony Zarządu SJ Szarża i Arturowi Stachurskiemu ze strony Zarządu TKKF Podkowa za ciepłe słowa, organizację i czuwanie nad jej bezpieczeństwem, Piotrowi „Pieczarce” Piekarczykowi i Poezji za dzielną walkę (a nie była łatwa), Mariannie „Marian” Gurowskiej i jej niezawodnej klaczy Dolce Vitae za dodanie kolorytu tej wspólnej imprezie (nie łam się Marian, tym razem zabrakło trochę szczęścia – a było nie zakładać czerwonego fraka), koniom i jeźdźcom obu klubów, obecnym gościom i oczywiście gorąco podgrzewającej atmosferę gawiedzi obserwująco-dopingującej. Bez Was te gonitwy nie mają racji bytu.
Za rok kolejne emocje, kolejny lis będzie miał ciężką przeprawę na popówkowej polanie (z góry biedaczek skazany jest na pokonanie). Przez rok zbieramy siły i motywację (kąpiel w Mrówce to niepowtarzalna przyjemność).
Gallus Anonimus